23.02.2013 właśnie na ten dzień zaplanowaliśmy dwudniowy trip na Babią Górę z nocką w schronisku bądź kimaniem w aucie, co nie stanowi dla nas nigdy większego problemu, co prawdą zimą nie zostało to jeszcze do końca przetestowane, nie mniej jednak kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Parking, przełęcz Krowiarki, koło trasy 957 | ||||
Jak zawsze dzień wcześniej, w sumie wieczór, to czas pełen ekscytacji; oglądania filmików, ładowania baterii w aparatach i poszukiwania śpiworów i czołówek. Większość tripów w górskich krajobrazach to wycieczki z moim kumplem Wojtkiem. Dlatego dzień wcześniej zawsze dogadujemy tematy, sprawdzamy czy wszystko mamy i ustalamy godzinę wyjazdu ok 3-4 nad ranem. Co prawda poranna pobudka o 2.30 jest szokiem zakładając, że położyliśmy się spać koło 1. Nie zmienia to faktu, że mimo opuchniętej twarzy zawsze wstaje, podniecony czekającą mnie przygodą.
O 4 jesteśmy już w naszej furce noclegowo-wyprawowej, po drodze zaliczamy jeszcze kilka stacji benzynowych na kawusie, jakieś doładowanie i siuski. Ok godziny 7.00 jesteśmy już w Zawoi, oczywiście jak zwykle troszkę błądzimy, pytamy, GPS-a nigdy nie ma, lepsza wiedza "miejscowych". Docieramy na parking w przełęczy Krowiarki koło trasy 957. Tam już czas, na konsumpcję, ciepłą herbatkę z cytryną plus jakieś łakocie.
O 4 jesteśmy już w naszej furce noclegowo-wyprawowej, po drodze zaliczamy jeszcze kilka stacji benzynowych na kawusie, jakieś doładowanie i siuski. Ok godziny 7.00 jesteśmy już w Zawoi, oczywiście jak zwykle troszkę błądzimy, pytamy, GPS-a nigdy nie ma, lepsza wiedza "miejscowych". Docieramy na parking w przełęczy Krowiarki koło trasy 957. Tam już czas, na konsumpcję, ciepłą herbatkę z cytryną plus jakieś łakocie.
Pierwszy postój gdzieś na czerwonym szlaku. |
Stąd przed nami wychodzi ekipa turystów, których doganiamy po jakichś 20 min, wymieniamy kilka zdań; trzy dziewczynki i trzech panów, jeden wyraźnie zmęczony wczorajszą nocą, mimo to humory wszystkim dopisują. Dodam tylko, że z parkingu udaliśmy się na Babią Górę czerwonym szlakiem. Pogoda nam nie sprzyjała, widoczność bardzo kiepska przez okropną mgłę, na punktach widokowych nie można było liczyć na żadne sensowne widoki stąd też mała ilość zdjęć. Droga na szczyt przebiegała bardzo miło, inaczej, nam się bardzo podobała, wiał dość silny wiaterek, widoczność bliska zeru i mała ilość napaleńców, którym chciało wynurzyć się w taki dzień z ciepłego domku.
Po drodze nie wiele rozmawiamy, bo silny wiatr nasze głosy zabiera ze sobą i rozrzuca na wszystkie strony świata. Jak zwykle droga wydawała nam się zbyt jałowa i nudna, toteż wpadliśmy sobie na pomysł wykopania jamy niczym Bear Grylls, ciężko jednak się kopało tylko kijkami i rękoma, ale zdaliśmy sobie sprawę jakim zjawiskiem jest zejście lawiny i utknięcie w tym betonie.
Po drodze nie wiele rozmawiamy, bo silny wiatr nasze głosy zabiera ze sobą i rozrzuca na wszystkie strony świata. Jak zwykle droga wydawała nam się zbyt jałowa i nudna, toteż wpadliśmy sobie na pomysł wykopania jamy niczym Bear Grylls, ciężko jednak się kopało tylko kijkami i rękoma, ale zdaliśmy sobie sprawę jakim zjawiskiem jest zejście lawiny i utknięcie w tym betonie.
W trakcie kopania jamy, chociaż przez chwilę mieliśmy okazję normalnie porozmawiać, bo wiatr na chwilę ucichł |
Drogi na szczyt pozostało już niewiele, mieliśmy czas troszkę się pobawić w puchowym śniegu i nakręcić mega amatorskim filmik, jak widać wiatrzysko było straszne. Po zdjęciu rękawic nasze palce szybko zamieniały się w zmarznięte patyki od lodów, więc nie było czasu na dokumentację zdjęciami. Po drodze mijało nas jeszcze kilku turystów. Na szczycie nie spędziliśmy wiele czasu, bo nie było w sumie na co patrzeć, zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć i ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem w stronę schroniska PTTK na Markowych Polach.
Wierzchołek Babie Góry, raz z kompanem Wojtkiem, jak widać wiatr nas troszkę przymroził |
Już wcześniej zaznajomiliśmy z tym iście schroniskowym klimatem, czytając na stronie a później dzwoniąc do schroniska w celu rezerwacji noclegu. Oczywiście okazało się że miejsc już nie ma, więc zostaje tylko gleba, w sumie to się nawet ucieszyłem, bo wolę spać w schroniskach na salach zawsze się coś dzieje panuje fajny klimat, ale w tym schronisku tak nie było. Począwszy od ceny: tzn. cena noclegu w pokoju 50 zł od głowy, gleba 24 zł, troszkę nas to odstraszyło. No ale mówimy sobie nocka to nocka fajne będzie. Nie mniej jednak po dojściu do schorniska w sumie to raczej hotelu, zjedzeniu okropnego żurku stwierdziliśmy po staropolsku, że nie ma bata żeby tu zostać. Właśnie w schronisku podjęliśmy decyzję, że jednak zakończymy nasz wypad na jednym dniu, a flaszeczkę która została w aucie zrobimy na kolejnym wyjeździe. Spędziliśmy w schronisku-hotelu jeszcze troszkę susząc ubrania, zapomniałem wspomnieć że za sikanie też trzeba płacić, dlatego też olaliśmy ten temat z góry do dołu.
Po suszarce, stwierdziliśmy, że żeby dodać troszkę smaczku naszej wyprawie, szlak prowadzący w dól zrobimy w mega dobrym tempie. Toteż nie patrząc długo na widoki włączyliśmy stopery i jazda biegiem na dół z plecakami kijami i całym grajdołkiem. Co fajniejsza górka korzystaliśmy z miarę śliskich materiałów na spodniach i pokonywaliśmy zejścia zjeżdżając w dół na przysłowiowych dupach...to mi się naprawdę podobało, czas zrobiliśmy rekordowo dobry, nie powiem dokładnie jaki bo już nie pamiętam, ale byłem mega zadawolony, ogólnie razem z kolegą iście przepadamy za tego typu wyzwaniami. W sumie wszystko byłoby świetnie ale nie mieliśmy mapy, no i to był błąd bo nie wiedzieliśmy że szlak niebieski jak się już okazało w domu leci prosto na parking gdzie mamy auto... no cóż błędy nie przeszkadzają, tworzą tylko ciekawe tło dla tego typu historii.
Pomijając, zeszliśmy na jakiś mini przystanek PKS-ów czy czegoś podobnego. Krótka rozmowa z kierowcą, okazało się, że na Krowiarki - tam zostawiliśmy auto, nic nie jedzie, no ale ogólnie kierownik mówi żeby jechać gdzieś tam... jakieś 100 przesiadek i jeszcze pieszo, później przyjechał inny kierownik trochę konkretniejszy, nie mniej jednak potwierdził, że dostanie się na Krowiarki to Mission Imposible szczególnie w sobotę. Kierownik II podrzucił nas na jakieś rondko, decyzja była szybka daliśmy sobie 10 min na złapanie stopa, jak nie wyjdzie to punkty karne, znów mieliśmy cel i dobrą zabawę. Wpadamy do spożywczaka jakaś kochana Pani Krysia, ekspedientka, daje nam karton po kracie piwek i markerka, ja pisze KROWIARKI PROSZE !
Po suszarce, stwierdziliśmy, że żeby dodać troszkę smaczku naszej wyprawie, szlak prowadzący w dól zrobimy w mega dobrym tempie. Toteż nie patrząc długo na widoki włączyliśmy stopery i jazda biegiem na dół z plecakami kijami i całym grajdołkiem. Co fajniejsza górka korzystaliśmy z miarę śliskich materiałów na spodniach i pokonywaliśmy zejścia zjeżdżając w dół na przysłowiowych dupach...to mi się naprawdę podobało, czas zrobiliśmy rekordowo dobry, nie powiem dokładnie jaki bo już nie pamiętam, ale byłem mega zadawolony, ogólnie razem z kolegą iście przepadamy za tego typu wyzwaniami. W sumie wszystko byłoby świetnie ale nie mieliśmy mapy, no i to był błąd bo nie wiedzieliśmy że szlak niebieski jak się już okazało w domu leci prosto na parking gdzie mamy auto... no cóż błędy nie przeszkadzają, tworzą tylko ciekawe tło dla tego typu historii.
Pomijając, zeszliśmy na jakiś mini przystanek PKS-ów czy czegoś podobnego. Krótka rozmowa z kierowcą, okazało się, że na Krowiarki - tam zostawiliśmy auto, nic nie jedzie, no ale ogólnie kierownik mówi żeby jechać gdzieś tam... jakieś 100 przesiadek i jeszcze pieszo, później przyjechał inny kierownik trochę konkretniejszy, nie mniej jednak potwierdził, że dostanie się na Krowiarki to Mission Imposible szczególnie w sobotę. Kierownik II podrzucił nas na jakieś rondko, decyzja była szybka daliśmy sobie 10 min na złapanie stopa, jak nie wyjdzie to punkty karne, znów mieliśmy cel i dobrą zabawę. Wpadamy do spożywczaka jakaś kochana Pani Krysia, ekspedientka, daje nam karton po kracie piwek i markerka, ja pisze KROWIARKI PROSZE !
A naszą kartonową wiadomość zostawiłem sobie na pamiątkę |
Piszę a kompan ze mnie leje, ale to nas tylko podniosło na duchu, znów było śmiesznie, znów mieliśmy cel, no i jazda do przodu maszerujemy, łapiemy stopa kilka porażek, ale wszyscy uprzejmi, minęło może z 20 min. Zatrzymuje się VW.
- Chłopaki na Krowiarki jedziecie ? - uśmiechnęły nam się buzki.
- Jasne kolego !!
- Wsiadajcie podrzucę was na same Krowiarki bo jadę do żony !
HURA cel osiągnięty! Sebastian bo tak miał na imię, okazał się osobą bardzo pozytywną, szybko złapaliśmy wspólny język, o górach, młodości o kobietach i niedźwiedziach z Bieszczadów.
Jechaliśmy z 20 min, pożegnalny sygnał klaksonem i pożegnaliśmy Sebę ! Ahoj dzięki mistrzu, nasze nogi zaoszczędziły jakieś 15 km. To fajnie, że na świecie ktoś umie jeszcze zrobić coś bezinteresownie. Pakujemy się do auta naładowani pozytywną energią aż szyby parują. Gadaliśmy jeszcze o tym ze 30 min. później rozmowy schodzą na standardowe tematy, muzyka kto najlepszy kto najgorszy debata jak zwykle, jak zwykle, jak zwykle ten sam temat to samo spojrzenie, ale nie wiem jak to jest, że zawsze te nasze gadki są bardzo świeżei nie nudzą. Żegnamy góry i szlaki, witamy Sosnowiec.
Wypad świetny, wspaniałe doświadczenia superSebastian. Negatywnie oceniam tylko schronisko, bardzo wysokie ceny, żurek smakował jak podgrzana breja i kasa za sikanie ! Dzięki ale może innym razem, albo nigdy. Ahoj dzięki i do następnego !
- Chłopaki na Krowiarki jedziecie ? - uśmiechnęły nam się buzki.
- Jasne kolego !!
- Wsiadajcie podrzucę was na same Krowiarki bo jadę do żony !
HURA cel osiągnięty! Sebastian bo tak miał na imię, okazał się osobą bardzo pozytywną, szybko złapaliśmy wspólny język, o górach, młodości o kobietach i niedźwiedziach z Bieszczadów.
Jechaliśmy z 20 min, pożegnalny sygnał klaksonem i pożegnaliśmy Sebę ! Ahoj dzięki mistrzu, nasze nogi zaoszczędziły jakieś 15 km. To fajnie, że na świecie ktoś umie jeszcze zrobić coś bezinteresownie. Pakujemy się do auta naładowani pozytywną energią aż szyby parują. Gadaliśmy jeszcze o tym ze 30 min. później rozmowy schodzą na standardowe tematy, muzyka kto najlepszy kto najgorszy debata jak zwykle, jak zwykle, jak zwykle ten sam temat to samo spojrzenie, ale nie wiem jak to jest, że zawsze te nasze gadki są bardzo świeżei nie nudzą. Żegnamy góry i szlaki, witamy Sosnowiec.
Wypad świetny, wspaniałe doświadczenia superSebastian. Negatywnie oceniam tylko schronisko, bardzo wysokie ceny, żurek smakował jak podgrzana breja i kasa za sikanie ! Dzięki ale może innym razem, albo nigdy. Ahoj dzięki i do następnego !
Super, bardzo fajnie się Ciebie czyta:) Na Babiej byłam latem, zimowe wejście dopiero przede mną.. może w przyszłym roku. Czekam na kolejne opowieści i więcej zdjęć poproszę;) Dodaje do ulubionych. Ania.
OdpowiedzUsuńNo no Grzegorz. :)
OdpowiedzUsuńOk dzięki Ania, właśnie się dziś wybieramy, to może jak będę na siłach to w niedziele wrzucę relacje no i oczywiście będzie więcej zdjęć ;)
OdpowiedzUsuńDzięki Mike na Ciebie zawsze można liczyć!